fbpx

Pierwsze kroki część 1, czyli…

jak rozeznać się w terenie i z głodu nie zginąć.

23 października 2014

Pomimo, że od granicy do centrum Berlina jest tylko 120 km, to i tak jest to zupełnie inny świat. Każdego dnia utwierdzam się w tym przekonaniu. Berlin, jako duże miasto (ponad 3 mil. mieszkańców) nie zrobił na mnie specjalnego wrażenia. Częściowo może dlatego, że przed przyjazdem kilka ładnych lat mieszkałem w Warszawie. Znajomi, którzy byli już w Berlinie, zachwycali się strasznie np. komunikacją. Ja muszę stwierdzić, że nic nowego pod słońcem. Logika jest ta sama chyba na całym świecie. Wystarczy znać się na mapie i ave wodzu 🙂 Co do punktualności to tez żadna rewelacja. O ile w centrum autobusy jeżdżą jeszcze jako tako, to już w strefie C (podmiejska) wygląda to tak, jakby kierowca co drugi przystanek w krzaki biegał. Nie co lepiej pod tym względem wypada kolej miejska tzw. S-Bahn. Chociaż i tu bywa różnie.

Sam Berlin jest też dość specyficznym miastem. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat rozwijał się w różnych czterech strefach wpływów (angielskiej, francuskiej, amerykańskiej oraz radzieckiej) oraz dwóch zupełnie odmiennych ideologii – kapitalistycznej i socjalistyczno-komunistycznej. Pomimo upływu 25 lat od upadku muru nadal widoczne są różnice pomiędzy częścią Ost i West. Dodatkowo pikanterii dodaje fakt, iż Berlin to miasto w którym ma się wrażenie, że to sami niemcy są tutaj mniejszością. Możemy spotkać tutaj ludzi z najróżniejszych zakątków świata. Począwszy od  Ameryki Południowej, przez Azję, Afrykę a na Europie skończywszy. Różne religie, kultury i języki to rzeczywistość z jaką żyje się na co dzień w tym mieście.

No a teraz na zakupy

Wiadomo nie od dziś, że nie samym zachwytem człowiek żyje, więc teraz trochę o przyziemnych rzeczach. Zakupy najłatwiej zrobić w jakimś markecie, odpada nam wtedy konieczność rozmowy z ekspedientką. 🙂 Ze znanych nam z Polski w Berlinie możemy znaleźć Kaufland, Lidl czy Real. Z innych godne uwagi są Aldi, Edeka i Netto. Ten ostatni występuje w dwóch wersjach, my to nazywamy żółta i czarna, ale jak kto woli 🙂 Gdzie jest lepiej i taniej? Z tym już bywa różnie. Po prostu trzeba mieć oczy otwarte, a nie wrzucać do koszyka co tylko popadnie. Co do cen, to jeszcze warto zauważyć, że na początku człowiek trochę się w tym gubi. Bo jak się widzi cukier za 0,85 gdzie zawsze było 3,60, to naprawdę ma się wrażenie, że to wszystko jest bardzo tanie. I tu kubeł zimnej wody, bo na kącie jest tylko 900, a nie 3600. Jeśli ktoś zamierza zostać tu na stałe, od początku zalecam oswajać się z nowymi cenami, nowymi warunkami i nie przeliczać, nie porównywać do Polski. Takie rozwiązanie może być dobre co najwyżej na tygodniowy wypad turystyczny.

Jak będziemy już mieli własny adres, konto, komputer i internet, to zakupy równie dobrze możemy zrobić sobie przez internet. wrzucamy do wujka googla „lebensmittel online” i mamy listę sklepów, które oferują nam artykuły spożywcze. O tym jak to wygląda w praktyce będzie później. Ogólnie mówiąc ja jestem na TAK.

Coś dla siebie znajdą także ci, co chcieliby sobie w ojczystym języku porozmawiać i coś dla polskiego podniebienia kupić. W Berlinie jest kilka, jeśli nie kilkanaście polskich sklepów. Zazwyczaj nazywają się one „Polnische Lebensmittel” lub „Polnische Spezialitäten”. Jeśli zauważymy taki napis na sklepie, to oznacza to, że kupimy tam nie tylko polskie jabłka (tak na złość Putinowi), krakowską, kiszoną kapustę (tak po polsku), czy ogórki małosolne, ale także najprawdopodobniej zostaniemy obsłużeni w ojczystym języku. Oczywiście ceny są nieco wyższe niż w biedronce, ale skoro zarabia się w euro, to co tam sobie żałować.

Gdyby jednak ktoś bardzo chciał zaoszczędzić (choć moim skromnym zdaniem jest to wątpliwa oszczędność) możemy wybrać się na przejażdżkę do ojczyzny. Z Gesundbrunen kilka razy dziennie jeździ pociąg do Szczecina, zaś z dworca Lichtenberg mamy co godzinę Regio do Kostrzyna lub y Ostbanhof do Frankfurtu, a dalej autobusem do Słubic w ramach jednego biletu. Koszt takiego przejazdu to ok. 10 € w jedną stronę. A tam wszelkiej maści i koloru stonki, biedronki i inne takie czekają na nasze ojro.


© 2014-2025 Życie w Berlinie